Zaryzykowałabym stwierdzeniem, że gastronomia w Krakowie działa prężniej niż w Warszawie. Wybór kuchni prawie z całego świata daje dużo propozycji miejsc gdzie można zjeść i wypić. A co jeśli mamy za mało czasu, żeby spróbować wszystkiego na co mielibyśmy ochotę? Albo obawiamy się wpadki w postaci niesmacznej kolacji? Czasem warto popytać wśród lokalnych mieszkańców lub jak to coraz częściej bywa zrobić rekonesans w internecie. Tak też zrobiłam ja. Mając jeden wieczór w Krakowie, zaufałam Basi Stareckiej, prowadzącej bloga nakarmionastarecka.pl i piszącej recenzje do polskich czasopism. Wybór padł na Ed Red. I słusznie.
Ed Red to krakowska restauracja ze stosunkowo krótkim stażem, bo otwarta w kwietniu tego roku. Lokal znajduję się zaledwie kilka kroków od Głównego Rynku co nie wątpliwie ułatwia turystom, żądnym dobrego mięsa, znalezienie miejsca gdzie dobrze zjedzą.
Steak house - tak określa swoją kuchnię Ed Red. Podawana tutaj wołowina słynie z tego, że jako pierwsza w Polsce, przed podaniem jest przez kilka tygodni sezonowana na sucho. Mało tego mięso pochodzi od polskich krów, ras mięsnych (przypominam, że wołowina w Polsce to głównie produkt uboczny produkcji mleka) a do tego od lokalnych hodowców, a nie z jakiejś tam Argentyny!
Na miejsce docieramy chwilę po 19 w czwartek przed długim weekendem listopadowym. Lokal jest w połowie zapełniony. Wnętrze jest industrialne, z ciekawymi dekoracjami. Różni się od innych krakowskich restauracji swoim lekko surowym wyglądem. Dla mnie w porządku, czuć przestrzeń, ale przy stoliku można poczuć się intymnie.
Kelnerka przynosi kartę. W menu już pojawia się wkładka świętomarcińska z gęsią w roli głównej. Regularne dania to logiczny, przemyślany plan. Na przystawkę do wyboru jest tatar wołowy, kaszanka, śledzie - takie polskie akcenty ale mamy też do wyboru sałatę z łososiem czy cielęciną (26 zł), a nawet ostrygi. Ja waham się między podrobami cielęcymi na 5 sposobów a pieczonymi kośćmi szpikowymi z ziołową salsą (14 zł). Wybór pada na kości.
Dania główne to oczywiście steki wołowe (od 19,90 zł za 100 g), burgery, policzki wołowe (37 zł) (to mam zamiar spróbować następnym razem!), kurczak czy pstrąg z palonym masłem (31 zł). A co jeśli nie jecie mięsa? Nic straconego. Dla wegetarian znajdzie się, tak popularne ostatnio, kaszotto z grzybami i regionalnym cheddarem (26 zł). Do tego wybór klasycznych dodatków. Dobre domowe wino robiło nam za deser, więc karta deserów nie była przedmiotem moich rozważań.
Tak więc nasz wybór padł na kości szpikowe i po burgerze Eda (28 zł) z sosem z zielonego pieprzu i gorgonzoli. W oczekiwaniu na jedzenie dostaliśmy po grzance z salami i majonezem, wszystko home made. Plus za czekadełko. To miły akcent, tak na pierwszy głód podczas oczekiwania.
Po 20 minutach nadchodzą nasze kości szpikowe. Myślicie pewnie: 20 minut? Tak, tak. Kelnerka nas uprzedzała. Ale to dobry znak! Kości pieczone są na bieżąco. I to czuć i w smaku i w zapachu. Wow! Ziołowa salsa to zaskakujący akompaniament do szpiku, ale ku mojemu zdziwieniu - pasuje.
Czas na długo wyczekiwanego burgera. Pewnie tak jak ja jesteście przyzwyczajeni do burgerów w dużych bułach, czasem prawidłowo podpieczonych, chrupiących, czasem miękkich jak w McDonalds's. Więc pewnie wyobrażacie sobie moje zdziwienie gdy zobaczyłam coś takiego:
Ale staram się nie oceniać książki po okładce. Burger był pyszny. Podsmażony chleb zamiast bułki? Tak! Tak wyglądał burger naszych dziadków. Wiedzieli co dobre. Każda z kromek posmarowana jest innym sosem, jedna grzybowym. To ci niespodzianka. A jak mięso? Pycha. Podsmażone tylko z zewnątrz, czerwone w środku. A co z sezonowaną wołowiną? Jest różnica w smaku? Jest. I to duża. Tylko sos zawiódł, był słodki, nie było czuć ani pieprzu ani gorgonzoli. I był brązowy. Hmmm..
Podsumowując: miejsce na prawdę godne polecenia. Jedzenie smaczne, porcje słuszne, ceny adekwatne. Klimat miejsca pasuje do menu, a menu pasuje turystom. Wybierzecie się i Wy?
INFO:
Ed Red
ul. Sławkowska 3
Kraków